Jak będziemy rozmawiać w niebie, pytasz.
Zbawieni, pozbawieni ciała, wyzbyci ust.
Będziemy rozumieć swoje myśli, mówię
i obserwuję wybuch twojej radości, córeczko.
A potem myślę: szkoda że niebo nie jest tu,
zmiotłoby zasieki słów, przebiło skorupy, zdarło zasłony.
Ale musi być inaczej. Przebijamy się ku sobie
w znoju i trwodze. Przez sen wykrzykujemy imiona.
Ujmujące :)
:)