Dzień

Nie ma skorupy.
Nie ma pancerza.
Nie ma tarczy.
Nie ma się jak bronić.

Powieki — nim przyjdzie śmierć — trzeba unosić — wpuszczać w źrenice światło i świat.

Rano miałam dobry humor i plan, ale raptownie się skończył. Zaczęło mnie coś uwierać — oprócz reakcji na rzeczywistość przysnuło się coś niesprecyzowanego — coś, co trochę przypomina tęsknotę, smutek lub żal, ale nie jest ani tęsknotą, ani smutkiem, ani żalem, tylko czymś, co wewnątrz głucho się obraca i sprawia, że nie cieszy, co mogłoby cieszyć.

Najłatwiej byłoby głośno się roześmiać, obrócić myśli w żart, zająć się czymś innym.

Nic z tego.
Postanawiam i się nie udaje.
Kładę się, ale sen nie nadchodzi.
Czynności życiowe i domowe zajmują więcej czasu niż zwykle, odkładane wciąż na później, rozrastają się i pęcznieją. Jedynie pranie szybko. Lubię robić pranie.

Snuję się więc jak licealista przed maturą lub student w czasie sesji. Tylko że nie mam matury ani sesji. „Jedynie” — życie.

Przyniosłam bez z ogrodu do domu.
Wczoraj obserwowałam białe płatki, które opadały z drzewa i wirowały na wietrze jak śnieg.
Tulipany już zmarniały.

W paczce kawy znalazłam kartonik z radą: „Świętuj nawet najmniejszy sukces”, a w skrzynce pocztowej apteczną ulotkę z informacjami o różnych specyfikach. Na ostatniej stronie innowacyjny produkt, który wiąże alkohol i usuwa go z organizmu, zareklamowano słowami: „Już nigdy nie umieraj jutro”. Włącza mi się złośliwość: lepiej dzisiaj?

Przemijam.
Innego życia nie będzie.

8 myśli nt. „Dzień

  1. Świat ma dla nas w takie dni wiele dobrych rad, a „serce ma swoje racje, których rozum nie zna” (Pascal) i z tej przyczyny, może, a może na pewno bywa się poetą. Piękny, wiersz :)

Dodaj odpowiedź do Luiza Stachura Anuluj pisanie odpowiedzi