Fiodor Dostojewski, „Bracia Karamazow”

„Bracia Karamazow” to ostatnia powieść Fiodora Dostojewskiego. Sam pisarz wiedzieć o tym nie mógł, nie powiedział sobie przecież: „teraz napiszę swoje ostatnie dzieło”, ale w oczach późniejszych czytelników utwór mógł uchodzić za pewne podsumowanie przemyśleń i doświadczeń twórcy. Dmitrij, Iwan i Aleksiej bardzo się różnią. Łączą ich jedynie, przekazane przez dość nikczemnego ojca Fiodora Pawłowicza Karamazowa, niejasne skłonności do występku. Są ludźmi, którzy gwałtownie podejmują decyzje i nie zamierzają ich zmieniać „za nic w świecie”, a potem pod wpływem chwili postępują zupełnie inaczej, niż zamierzali. Moment dyktuje warunki. To znaczy też, że nic nie jest ostateczne, nieodwołalne i trwałe. Punktem odniesienia stają się chwiejne nastroje i wrażenia człowieka. Alosza (Aleksiej) to dobry człowiek. Jako jedyny wierzy. Potrafi słuchać. Wielu czyni go powiernikiem i traktuje tak, jakby jedynie on wiedział, jak należy postępować, jakby jego ciche, nieśmiałe słowa miały moc rozstrzygającą. Iwan, milczący, skryty humanista, oddaje się rozważaniom na temat Boga, świata (nie do zaakceptowania!), okrucieństwa czy wolności. Najbardziej „karamazowowski” z wszystkich braci jest Mitia (Dmitrij).

Bo ja jestem Karamazow. Bo jak już lecieć w otchłań, to prościutko, szast-prast, głową w dół, a piętami w górę, i nawet kontent jestem, że upadam w takiej akuratnie poniżającej pozie, i jak dla siebie uważam ją za piękną. I otóż w tej najgłębszej hańbie ni z tego, ni z owego intonuję hymn [s. 135].

Ippolit Kiriłłowicz powie dużo później, że właściwie otchłanie, penetrowane przez Dmitrija, są dwie: otchłań wzniosłych ideałów i otchłań najpodlejszego upadku. Mitia potrafił tonąć w rozpuście, ogłuszać duszę porywczą podłością i jednocześnie rozpaczliwie chwytać się myśli o honorze, busoli, potwierdzającej, że nie jest do szczętu zły. Pragnął szlachetności, a robił najgorsze świństwa. Szczególnie pochłaniała go myśl o Gruszeńce. O względy tej kobiety rywalizuje ze swoim ojcem. Z Fiodorem, który zostanie zamordowany…

Postawy bohaterów zostały zestawione, jednak na żadnej z nich nie spoczęło zapewnienie, że jest jedynie słuszną.

— A zatem ja też jestem rosyjski człowiek, też mam tę rosyjską cechę, a ciebie też, filozofie, można na tym samym przyłapać. Jak chcesz, to przyłapię. Załóżmy się, że zaraz jutro cię przyłapię. Ale jednak powiedz: jest Bóg czy go nie ma? Tylko poważnie. Teraz ma być poważnie.
— Nie, nie ma Boga.
— Aloszka, jest Bóg?
— Jest Bóg.
— Iwanie, a nieśmiertelność jest, no, jaka tam bądź, choćby maleńka, malusieńka?
— Nie ma też nieśmiertelności.
— Żadnej?
— Żadnej.
— To znaczy najabsolutniejsze zero czy jednak coś? Może coś tam jednak jest? Przecież w końcu nie nicość!
— Absolutne zero.
— Aloszka, jest nieśmiertelność?
— Jest.
— A Bóg i nieśmiertelność?
— I Bóg, i nieśmiertelność. W Bogu jest właśnie nieśmiertelność.
— Hm. Pewno to Iwan ma rację. Boże, pomyśleć tylko, ile to człowiek na darmo włożył wiary, ile wszystkich sił w to marzenie, i to przez tyle już tysięcy lat! Któż to tak wystawia człowieka na pośmiewisko? Iwanie? Po raz ostatni i stanowczo: jest Bóg czy go nie ma? Pytam po raz ostatni!
— Po raz ostatni też nie ma.
— Któż to wystawia ludzi na pośmiewisko, Iwanie?
— Pewno diabeł — uśmiechnął się Iwan Fiodorowicz.
— A diabeł jest?
— Nie, diabła też nie ma [s. 167-168].

Podczas rozmowy z Aloszą Iwan nie będzie już taki pewien swych stwierdzeń. To chyba uderza mnie w tej powieści najbardziej — płynność nastrojów, męcząca uporczywość zmian, chorobliwa, przeszywająca impulsywność. Ktoś pisze do kogoś list z wyznaniem miłosnym, następnie obraca wszystko w żart, by na końcu stwierdzić, że właściwie nie żartował. Ktoś wyraża jakieś przekonanie, parę chwil później rzecze, że to, co mówił, było bujdą. Oszałamiający galop. Zdarzeń i myśli. Na uwagę zasługują też bardzo wyraziści bohaterowie. Nie skąpiono im charakterystyki zewnętrznej i wewnętrznej. Więcej nawet, nieraz wygląd współgra z charakterem, przenikliwe spojrzenie świdruje człowieka i z twarzy wyczytuje zuchwalstwo, tchórzliwość czy niepewność.

Weszła i patrzy prosto na mnie, oczy ma ciemne, w oczach pewność siebie, nawet zuchwałość, ale w ustach i koło ust widać niepewność [s. 143].

Dostojewski pierwotnie planował napisanie dwóch powieści, połączonych osobą Aleksieja Karamazowa. Drugiej nie zdążył napisać. Ciekawe, jaką przyszłość gotował Aloszy. Wiecie, Aloszkę wszyscy od razu lubili. Ja też. Naprawdę.

Fiodor Dostojewski, Bracia Karamazow, przeł. A. Pomorski, Kraków 2009.

9 myśli nt. „Fiodor Dostojewski, „Bracia Karamazow”

  1. Nie czytałam tej książki, ale od dłuższego czasu jest na mojej priorytetowej liście:). Po ostatnich zakupach książka czeka już na półce na swoją kolej;).
    Pozdrawiam!

  2. Tak naprawdę trudno o Braciach Karamazow powiedzieć coś, co nie kapitulowałoby przed ogromem powieści. Każda pochwała głębi czy stylu wyda się pustosłowiem. Całej tej Dostojewszczyzny trzeba po prostu doświadczyć i ponieść niewesołe konsekwencje zaglądania w ludzką duszę oczami pisarza. Karamazowowie to nie jest książka na kilka wieczorów, to jest cegła, do której tak czy inaczej będzie się ustawicznie powracać w najróżniejszych kontekstach. Tyle wiem z własnego doświadczenia. Wiem też, że warto się na Karamazowszczyznę przygotować poznając najpierw pozostałe dzieła pisarza, których ta jest ukoronowaniem. Twórczość Dostojewskiego to proces i warto prześledzić go w całości. Mam wrażenie, że gdyby ktoś próbował zaczynać od Braci Karamazow, mógłby doznać sporego zawodu – choć jak mówię to tylko przypuszczenie, którego sam już nie sprawdzę.
    Co do tego, jaką przyszłość D. planował do Aloszy to, co nieco jednak na ten temat wiemy. Miała to być postać przygotowana, już od dawna do projektu pt. „Żywot wielkiego grzesznika”. W kontynuacji powieści Alosza miał ulec zwątpieniu i zatracić się w tym, o czym mówił Dymitr (karamazowszczyzna). Dostojewski chciał przeprowadzić jego wiarę przez piekło zwątpienia i grzechu po to by w ukoronowaniu swojej twórczości i finale największego dzieła pokazać ją mocniejszą niż kiedykolwiek. „Ostatnie słowo”, które chciał wypowiedzieć przez całe życie było już na wyciągnięcie ręki… to, że nie zdążył go wypowiedzieć już samo w sobie mówi bardzo wiele o jego twórczości. U Dostojewskiego nie znajdziemy żadnej odpowiedzi, przysporzy nam jedynie pytań i na tym między innymi polega jego wielkość. Podsumowując: również polecam :)

    Pozdrawiam

  3. Dziękuję za interesujący komentarz. Trudno objąć tę powieść, to prawda. Trudno chwalić czy ganić, choć oczywiście każdy może (próbować).

    Dostojewski w przedmowie do „Braci Karamazow” napisał, że żywot do spisania ma jeden, a powieści dwie. Rzeczą główną miała być druga powieść (nigdy nie powstała), a pierwsza właściwie nawet nie jest powieścią, tylko pewnym momentem z młodości bohatera. Ładny mi moment, który trwa przez niemalże tysiąc stron! Wiemy trochę o przyszłości Aloszy, ale pomyślałam sobie, że to tylko plany, a w trakcie pracy nad utworem pomysły mogłyby ewoluować, zdarzenia rozrastać się, słowem, Dostojewski może poprowadziłby Aloszę innymi drogami, niż zamierzał. Ot, gdybanie. Pytania bez odpowiedzi.

    Właśnie, jątrzące pytania. Kto właściwie był winien śmierci Fiodora? Jedna osoba? Czy cały obłęd polega na tym, że każdy z synów po trochu? A może sam jest sobie winien, bo zasłużył? A może Gruszeńka zawiniła? A to tylko wątek kryminalny…

    Pozdrawiam :)

  4. Pamiętam jak po przeczytaniu tego dzieła powiedziałem sobie, że kiedyś dopiszę dalszą część :)

  5. Może? Ale jeszcze nie czas. Sam nie chciałbym żyć w taki sposób jak tam opisany, ale inspiracji w stabilnej sytuacji życiowej też ciężko szukać. Musiałbym też sobie jeszcze znaleźć taką maszynistkę (jakoś inaczej to nazywał) jaką miał Dostojewski w postaci swojej żony :)

    Ale! Z jego twórczości jednak najbardziej mi utkwiło opowiadanie o człowieku, który poszedł do nieba i zepsuł anioły. Tytułu już nie pamiętam.

Dodaj komentarz